piątek, 14 listopada 2014

Homo-konkubinaty koniem trojańskim rozkładającym życie społeczne!

Są rzeczy, o których wciąż na nowo trzeba przypominać. I dobrze, że są hierarchowie katoliccy, którzy mają odwagę to robić. Ostatnim tego przykładem jest mocna wypowiedź kard. Angelo Bagnasco na temat rzekomego prawnego kompromisu w kwestii homo-konkubinatów.

Kardynał przypomniał ostro, że plany włoskiego rządu, który próbuje wprowadzić do prawa związki osób tej samej płci, określając je mianem „kompromisowych”, są w istocie „koniem trojańskim”, który ma umożliwić mocne zmiany we włoskim życiu społecznym i prawie.
- To nieodpowiedzialne osłabianie rodziny poprzez tworzenie nowych, prawnych rozwiązań służących kulturowemu i społecznemu pomniejszaniu wartości fundamentalnych dla osoby ludzkiej – mówił kardynał w mocnym wywiadzie dla „Corrirere della Sera”.
Hierarcha podkreślił, że doświadczenia z zagranicy nie pozwalają na wątpliwości: rozróżnienia między „małżeństwami” a homokonkubinatami są pozorne, i służą jedynie ukrywaniu przed ludźmi prawdziwych celów zmian. Mówienie o homokonkubinatach jest więc jedynie rodzajem „konia trojańskiego”.
Kard. Bagnasco ostro protestował także przeciwko używaniu przez homo-aktywistów do swoich celów dzieci. - One nie istnieją by zaspokajać pragnienia dorosłych, ale są najbardziej wrażliwymi i delikatnymi osobami, które mają prawo do posiadania ojca i matki – mówił kardynał. 

Tomasz P. Terlikowski

piątek, 24 października 2014

Synod prawdziwy, a nie medialny, czyli otwartość na życie i wielodzietność jest normą!

Gdy powoli opada już pył po wykreowanym w mediach synodzie nadchodzi czas, by zająć się tym prawdziwym. A on niewiele ma wspólnego z doniesieniami medialnymi i tym, co opowiadali liberalni i nieortodoksyjni hierarchowie. Część z zawartych w nim tez może zaszokować dotkniętych mentalnością antykoncepcyjną katolików.


Takim fragmentem są te słowa poświęcone otwartość na życie. Trudno w nich znaleźć choćby ślady liberalizmu, zamiast tego mamy w nim niezwykle mocne potwierdzenie wartości otwarcia na życie. „Otwarcie na życie jest istotnym wymogiem miłości małżeńskiej” - podkreślają Ojcowie Synodu.

Znaczenie tych fragmentów można zrozumieć dopiero, gdy przeczyta się je w całości. „Nietrudno stwierdzić szerzenie się mentalności, sprowadzającej rodzenie życia do zmiennej planowania indywidualnego lub pary małżeńskiej. Czynniki o charakterze ekonomicznym odgrywają rolę niekiedy rozstrzygającą, przyczyniając się do silnego spadku przyrostu naturalnego, co osłabia tkankę społeczną, zagraża więzi między pokoleniami i czyni mniej pewnym spojrzenie w przyszłość. Otwarcie na życie jest istotnym wymogiem miłości małżeńskiej. W świetle tego Kościół popiera rodziny przyjmujące, wychowujące i otaczające miłością dzieci inaczej uzdolnione. Również w tym kontekście należy wyjść od wysłuchania osób i przyznać słuszność pięknu i prawdzie bezwarunkowego otwarcia na życie jako tego, czego potrzebuje miłość ludzka, aby była przeżywana w pełni. To na tych podstawach może się wspierać właściwe nauczanie naturalnych metod odpowiedzialnego przekazywania życia. Pomaga to przeżywać w sposób zgodny i świadomy wspólnotę między małżonkami we wszystkich jej wymiarach, wraz z odpowiedzialnością za rodzenie. Odkryto na nowo orędzie encykliki "Humanae vitae" Pawła VI, która podkreśla potrzebę poszanowania godności osoby przy moralnej ocenie sposobów regulacji urodzin” - czytamy w punktach 57 i 58.

Co oznaczają te słowa? Odpowiedź jest niezwykle prosta. Otóż Ojcowie Synodu stwierdzili wprost, że w pełni przeżywana miłość małżeńska wymaga pełnego otwarcia na życie, i że z tej podstawy wyczytać można dopiero zasady odniesienia do NPR. Ten ostatni jest dopuszczalny, ale nie jako katolicka metoda unikania otwarcia na życie, ale jako wyjątek – wymagający usprawiedliwienia – od normy jaką jest płodność małżeństwa. Otwartość na życie (i często, choć z różnych powodów zdrowotnych czy życiowych nie zawsze – związana z nim wielodzietność) jest zatem dla Kościoła normą. A unikanie poczęcia, świadome uleganie mentalności antykoncepcyjnej jest czymś, co przeszkadza w pełnej realizacji ludzkiej miłości. Ciekawe, że akurat te słowa, jakimś dziwnym trafem, nie dotarły do opinii publicznej, że nikt się nimi nie zainteresował, a media nie wybiły ich na czołówki? Czyżby dlatego, że słowa te są niezgodne z obrazem jaki został wytworzony przez media, synodu liberalnego i odstępującego od doktryny? Niezależnie od odpowiedzi na te pytania jedno pozostaje oczywiste: trzeba czytać same dokumenty zamiast zadowalać się doniesieniami mediów.

Tomasz P. Terlikowski


czwartek, 23 października 2014

Czy arcybiskup Paglia chce niszczyć doktrynę i rodzinę?

Sygnały jakie płyną od nieortodoksyjnych hierarchów są coraz bardziej niebezpieczne. Sugerują one, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że Kościół odrzuci nauczanie Pisma Świętego i Tradycję i popłynie kursem świata.

Tego, co dzieje się po Synodzie nie należy lekceważyć. Hierarchowie, którym z nauczaniem Kościoła jest nie po drodze już zupełnie otwarcie sugerują, że doktryna – zakorzeniona w Piśmie Świętym i Tradycji będzie zmieniana, a protesty chrześcijan i wiernych ortodoksji hierarchów będą lekceważone. To bardzo zły sygnał, który pokazuje, że części Ojców Synodu nie chodzi o Ewangelię, a o to, by ją odrzucić i by niszczyć małżeństwo i rodzinę.
Mocnym dowodem na takie intencje hierarchów są wypowiedzi arcybiskupa Vincenzo Paglii, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Rodziny. - Zmiany się zaczęły, nie ma od nich odwrotu – mówi hierarcha i dodaje, że protesty przeciwko otwarciu wobec rozwodników i homoseksualistów nie zatrzymają nowego kursu. Hierarcha dodaje także, że zadaniem Synodu nie jest powtarzanie doktryny, tylko „analiza problemów ludzi”. Już samo przeciwstawienie doktryny Wiary życiu ludzkiemu pokazuje, że myślenie hierarchy jest mało katolickie. A inne jego słowa są tego mocnym potwierdzeniem. - Nie możemy zamykać się w twierdzy, która okopuje się w surowości zakazów - uzupełniał przewodniczący Papieskiej Rady ds. Rodziny. Hierarcha ten znany jest zresztą z tego, że odstępuje od doktryny, jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI przekonywał, że nie ma nic przeciwko wprowadzeniu do systemów prawnych związków osób tej samej płci.
Ta wypowiedź pokazuje niestety, że konieczna jest mobilizacja wierzących katolików. Niewierni doktrynie wiary hierarchowie muszą wiedzieć, że nie zgadzamy się z destrukcją rodziny i małżeństwa, że chcemy, by Kościół głosił prawdę, a nie herezje współczesnego świata. A samemu arcybiskupowi Paglii można by zasugerować, żeby zmienił nazwę swojego urzędu na Radę LGBT ds. Rozwodników i Homoseksualistów, tak żeby nikt nie miał wątpliwości, że z obroną rodziny i małżeństwa, a także z Ewangelią i Tradycją Kościoła niewiele ma ona wspólnego.
Tomasz P. Terlikowski

wtorek, 23 września 2014

To nie seks oralny szkodzi, a niewierność!

- Seks oralny szkodzi zdrowiu – donosi „Gazeta Wyborcza”, powołując się na onkologów. Ale w sensie ścisłym nie jest to prawda. Zdrowiu szkodzi bowiem niewierność małżeńska. I to trzeba powiedzieć zupełnie wprost.

Punktem wyjścia tekstu w „Gazecie Wyborczej” jest informacja o tym, że wzrasta, wśród niepalących i niepijących młodych osób liczba zachorowań na nowotwory głowy i szyi. Ich przyczyną jest zaś zmiana obyczajów seksualnych Polaków, a konkretniej seks oralny, za pomocą którego przenosi się wirus HPV. - Można więc powiedzieć, że seks oralny nie jest bezpieczny, niesie ze sobą ryzyko raka - podkreśla Stanisław Góźdź, dyrektor ŚCO. 

Z tą opinią trudno oczywiście polemizować, ale warto ją uściślić. Otóż warto pamiętać, że HPV jest wirusem niewierności małżeńskiej. Jeśli bowiem ktoś przez całe życie miał(a) jednego/jedną partnerkę, i dla której był(a) on(a) jedynym/jedyną partnerką, to w zasadzie nie powinien zachorować na nowotwory związane z HPV. Jednym słowem wierność chroni przed rakiem (a przynajmniej przed częścią jego form). 

Krzyki, pohukiwania, oskarżenia o oszołomstwo i katotaliban nie mogą tego zmienić. Wierność jest zwyczajnie elementem zdrowego trybu życia, a małżeństwo najlepszą jego gwarancją. Warto o tym pamiętać, zamiast zakrzykiwać dość oczywiste fakty opowieściami o talibach i biedakach, co to tylu rzeczy nie mogą.

Tomasz P. Terlikowski

niedziela, 4 maja 2014

Warto słuchać Weigla! „Nazizm, stalinizm, aborcjonizm mają wspólne źródła”

Ta sama doktryna, która uznaje pewne życia za „niewarte życia”, która leży u podstaw ludobójstwa nazistowskiego i stalinowskiego jest także źródłem holokaustu aborcyjnego i ruchu eutanazyjnego – podkreśla George Weigel.

George Weigel przemawiał podczas międzynarodowej konferencji pro life w Rzymie. I właśnie w jej trakcie przypomniał, jak dramatyczne skutki dla państwa i praw ludzkich ma uznanie przez państwo, że jakaś część jego obywateli może zostać pozbawiona prawa do życia, czyli fundamentalnego prawa człowieka.

- Jeśli jakieś państwo wyrzuca część członków wspólnoty ludzkiej – na przykład nienarodzonych – poza przestrzeń wspólnej troski i obrony prawnej, wówczas nikt nie jest już bezpieczny, bowiem nikt nie ma praw, których państwo mogłoby zawiesić – mówił amerykański teolog i filozof, co odnotował portal LifeSiteNews. - Rezultaty tego odrzucenia fundamentalnego prawa człowieka, jakim jest prawo do życia, były takie same zarówno w niemieckim narodowym socjalizmie jak i marksizmie-leninizmie: a było nim ludobójstwo – dodał Weigel.


Amerykański myśliciel dodał także, że jest „pewną tajemnicą” dlaczego zachodnie demokracje tak szybko zapomniały lekcję dwudziestowiecznych systemów totalitarnych i zliberalizowały swoje prawa odnośnie aborcji i eutanazji. - To trzeba powiedzieć, i to bez najmniejszego wahania, absolutnie fałszywa idea, że życie części osób jest mniej wartościowe niż życie innych i mniej godne prawnej i kulturowej obrony, jest fundamentem zgody na aborcję w naszych krajach, a obecnie zaraża politykę społeczną wobec starszych, na drugim końcu spektrum życia – dodał Weigel.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Co wie nawet dziecko, a nie wiedzą polscy biskupi!

- Naprawdę potrzebujecie watykańskiego kardynała, żeby odpowiedział na to pytanie – powiedział do dziennikarzy LifeSiteNews kard. Francis Arinze. I dodał, że odpowiedź na to pytanie zna nawet dziecko.

- Czy to naprawdę jest trudne pytanie? – zastanawiał się kardynał Arinze. I dodawał, że jeśli ktoś ma wątpliwości w tej sprawie powinien udać się do szkoły i zapytać o to dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii.

- Wyjaśnij im problem – mówił kardynał. - One zapytają: co to jest aborcja? A ty odpowiadając nie używaj eufemizmów, ale powiedz im, że jest to zabicie dziecka przed narodzinami w łonie matki. A potem zadaj im pytanie, czy osoba, która wspiera zabijanie takich dzieci może przystępować do Komunii? - mówił kardynał. Odpowiedź może być tylko jedna, i taka też – gdy pewien proboszcz zadał takie pytanie – była. - Nie, nie może – krzyczały dzieci w jednej ze szkół. - Te dzieci nie studiowały teologii dogmatycznej na Katolickim Uniwersytecie Ameryki ani na Gregoarianie w Rzymie, ale wiedziały, że zabijanie nienarodzonych jest złe – dodał kardynał.

Szkoda tylko, że to, co jest jasne i oczywiste dla pierwszokomunijnych dzieci, nie jest takie dla hierarchów polskiego Kościoła. Na razie bowiem politycy, a mówię o tych, którzy określają się mianem katolików, którzy opowiedzieli się za zabijaniem niepełnospranych dzieci, i których głosami odrzucono ustawy całkowicie zakazujące zabijania i zabijania dzieci niepełnosprawnych, nadal mają się świetnie. Prezydent Bronisław Komorowski, który otwarcie zapowiedział, że jeśli nawet Sejm przyjmie ustawę zakazując aborcji eugenicznej to on ją zawetuje, też nie ma najmniejszych problemów z przyjmowaniem Komunii... A przecież dla każdego, nawet bez studiów teologicznych, jest chyba oczywiste, że zabijanie jest złe... Tyle, że w Polsce nic z tego nie wynika.


„Traktujmy zło jak zło”. Kardynał o komunii dla proaborcyjnych polityków!

Kapłani powinni zdecydowanie odmawiać Komunii Świętej politykom, którzy wspierają aborcję – podkreśla kard. Christian Tumi, emerytowany arcybiskup Douala w Kamerunie.

- Aborcja jest zbrodnią. Tak, zbrodnią. To jest naprawdę morderstwo. Nie ma co do tego wątpliwości – podkreśla kardynał. I właśnie dlatego trzeba odmawiać komunii politykom wspierającym zbrodnie. - Trzeba traktować zło jak zło – podkreślał hierarcha. - Jeśli ktoś tkwi w grzechu cięzkim nie może przyjąć Komunii – dodał.


Hierarcha zaznaczył też, że zasada ta nie jest bronią przeciwko proaborcyjnym politykom, ale zastosowaniem jasnego nauczania Kościoła w praktyce. - Jeśli nie spełniasz warunków, to nie Kościół ci odmawia Komunii, ale ty sam jej sobie odmawiasz – zaznaczył kard. Tumi. I dodał, ze jeśli sprawa jest publiczna, polityk otwarcie opowiada się i wspiera zbrodnię, to on jako kapłan i każdy inny duchowny ma obowiązek odmówić mu Eucharystii. 

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Iran też wymiera! Polityki antynatalistyczne przynoszą dramatyczne skutki

Parlament Iranu zastanawia się nad całkowitym zakazem sterylizacji jako metodą nad podniesienie spadającej dzietności narodu. Politycy chcą także ograniczyć dostępność aborcji i antykoncepcji.

- Jeśli tak dalej pójdzie, to w krótki czasie staniemy się krajem ludzi starszych – ostrzegał jeszcze w październiku ajatollah Ali Khamenei. - Dlaczego niektóre pary preferują posiadanie jednego czy dwójki dzieci? Dlaczego mężczyźni i kobiety stosują różne środki, żeby uniknąć posiadania dzieci? Nie jesteśmy krajem na 75 milionów ludzi, ale takim, który spokojnie może pomieścić 150 milionów, jeśli nie więcej – uzupełniał.

I nie były to tylko narzekania duchownego, ale zasygnalizowanie całkiem realnego problemu. Wskaźniki dzietności dramatycznie spadły w Iranie, i to w ciągu zaledwie jednego pokolenia. W 1980 roku przeciętna Iranka rodziła 7 dzieci, obecnie wskaźnik ten wynosi 1.9 dziecka. Co więcej 80 procent mężatek stosuje antykoncepcję (to najwyższy wskaźnik na całym Bliskim Wschodzie).


Przyczyną tego spadku była antynatalistyczna polityka szyickich władz. Te ostatnie, choć po przejęciu władzy w roku 1979 zniosły zapisy Szaha Mohammada Rezy, który wprowadził wszystkie procedury planowania rodziny do Iranu, to nigdy nie zakazały antykoncepcji. Po wojnie z Irakiem zaczęły one wspierać duże rodziny, ale bardzo szybko – gdy działania te przyniosły skutki – wycofały się z tych programów, a nawet wprowadziły nowe rozwiązania prawne, które miały wywierać presję na kobiety, by te nie rodziły więcej niż trójki dzieci. Władze zniosły większość prawnych udogodnień dla dużych rodzin i zaczęły coraz ostrzej promować małodzietność. Na skutki nie trzeba było długo czekać. Irański przyrost naturalny spadł dramatycznie, i teraz próbuje się go odbudowywać, choćby przez promowany zakaz sterylizacji czy ograniczenia w dostępności aborcji i antykoncepcji.  

piątek, 18 kwietnia 2014

„Skrócenie procesu umierania”. Belgijscy lekarze chcą likwidować pacjentów bez ich zgody!

„Skrócenie procesu umierania” - to nowy eufemizm, którym belgijscy eutanaziści zaczęli określać procedurę podawania śmiercionośnych zastrzyków pacjentom w stanie krytycznym. Procedura ta, zadaniem belgijskich lekarzy, nie powinna przy tym – i to wyjaśnione jest zupełnie wprost – wymagać świadomej zgody pacjenta.

Stanowisko takie znaleźć można w oświadczeniu dotyczącym zakończenia intensywnej opieki medycznej wydanym przez Belgijskie Stowarzyszenie Intensywnej OpiekiMedycznej zamieszczonym w „Journal of Medical Care”. I właśnie z tego tekstu można wyczytać, jeśli przebić się przez urzędniczo-medyczną nowomowę, zgodę na to, by w imię skracania cierpienia (którego unikanie ma być głównym zadaniem lekarzy) możliwe było podawanie zastrzyków kończących życie także pacjentom, którzy nigdy nie wyrazili na to zgody, i którzy nie są w stanie wyrazić jej obecnie.

W oświadczeniu tym zupełnie wprost sformułowana jest opinia, że „skrócenie procesu umierania za pomocą podania środków przeciwbólowych w dawkowaniu wyższym niż konieczne do zatrzymania cierpienia, jest nie tylko akceptowalne, ale wręcz w wielu przypadkach pożądane”. Procedura taka, co też mocno podkreślają lekarze, może być wskazana nie tylko wówczas, gdy chory odczuwa realny dyskomfort czy ból, ale także wówczas, gdy „może to poprawić jakość umierania”. „Takie podejście może również pomóc rodzinie towarzyszyć choremu w procesie umierania” - zapewniają belgijscy lekarze.

W ten sposób sformułowana została opinia, że zabicie pacjenta jest nie tylko moralne, ale wręcz może zostać uznane za medycznie wskazane i konieczne, a także może odbywać się z korzyścią dla rodziny. Oczywiście w oświadczeniu znajduje się także odpowiedni punkt, w którym podkreślone zostało, że zabicie pacjenta nie powinno być traktowane jako jego zabicie, ale jako „humanitarny akt towarzyszenia pacjentowi w jego umieraniu”.


Zapewnienia, że decyzje o zabiciu pacjenta powinny być podejmowane przez grupy eksperckie, złożone nie tylko z lekarzy, a także, że rodzina powinna być informowana o całej procedurze, a nawet uczestniczyć w procesie podejmowania decyzji, nie powinna przesłaniać bolesnej prawdy o tym, że na naszych oczach część środowiska medycznego (oświadczenie nie jest bowiem napisane przez bioetyków, a przez praktykujących lekarzy) zapewnia, że zabijanie pacjentów może zostać uznane za cel lekarzy... I nie tylko usprawiedliwione, ale uznane za część opieki medycznej.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rzeź staruszków w Szwajcarii!

Trzy tysiące osób zostaje zamordowanych – na własne życzenie – w Szwajcarii. Najczęstszym powodem jest „zmęczenie życiem”, które – w formie depresji – dopada coraz większą liczbę osób starszych w całej Europie.




Te dane, jakie przytacza amerykański bioetyk Wesley J. Smith, robią wrażenie. A zrobią jeszcze większe, gdy uświadomimy sobie, że oznacza to, iż dziennie w klinikach wspomaganego samobójstwa zabija się dziesięcioro pacjentów. Proceder ten ładnie nazywa się eutanazją, czy procedurą leczniczą, ale jego jedynym celem jest zabicie człowieka. Uczciwiej byłoby więc mówić o tym, że kliniki Dignitas to zwyczajne mordownie, a pracujący w nich specjaliści to zabójcy. Tyle, że my w Europie wypracowaliśmy już skuteczne metody maskowania prawdy o tym, co się dzieje, okłamywania samych sobie i przekonywania, że mordowanie pacentów przez lekarzy to postęp. I nie dotyczy to tylko Szwajcarii.  

Krew z rąk można zmyć. I pójść za życiem!

Wbrew temu, co przed laty twierdzili nihiliści w „Biesach” Fiodora Dostojewskiego uczestnictwo w zabójstwie nie skazuje nas na zawsze na uczestnictwo w zbrodni. Zawsze istnieje możliwość wyjście na wolność. A najlepszym na to dowodem jest posługiwanie Abby Johnson, która pozwala odnaleźć wyzwolenie z uczestnictwa w zbrodni zabijania niewinnych byłym pracownikom potężnego przemysłu aborcyjnego.

Ona sama przez lata pracowała w Planned Parenthood, a gdy zaczęła się jej droga do nawrócenia (dzięki modlitwie ludzi przed klinikami aborcyjnymi) najbardziej obawiała się tego dokąd trafi i czy będzie miała się gdzie podziać. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy ją przyjęli i pomogli wygrać z Planned Parenthood. Teraz ona sama – po odnalezieniu domu w Kościele katolickim – pomaga innym. Jej organizacja „And Then There Were None” w ciągu dwóch lat pomogła wydostać się z sieci zbrodni już 101 pracownikom przemysłu aborcyjnego.

I są wśród tych ludzi historie naprawdę niesamowite. Jedną z ocalonych jest kobieta, która pracowała w krwawej klinice doktora Gosnella. I choć teraz siedzi w więzieniu, to już zaczęła doprowadzać swoje życie do porządku i zawierzać się miłości Chrystusa. Inne panie pracowały w klinice aborcyjnej w Houston, a teraz robią wszystko, by doprowadzić do jej zamknięcia i uratowania setek, a może tysięcy dzieci.


Takie historie mogą się zdarzyć również w Polsce. Trzeba nam tylko więcej zaangażowania, modlitwy, rozsyłania maili. W Polsce także są lekarze i położne, a także politycy i działacze pozarządkowi, którzy uczestniczą w wielkim przemyśle aborcyjnym (czy zapłodnienia in vitro). I oni także mają szansę, żeby opuścić ten przemysł. Trzeba im tylko pomóc. Nasza modlitwa, post, duszpasterskie i ewangelizacyjne zaangażowanie to jedyna szansa dla nich. Szansa nie tylko dla lekarzy czy decydentów, ale także dla Magdaleny Środy, Wandy Nowickiej czy Janusza Palikota. Ich także trzeba wyzwolić ze zła. Oni także mają szansę. Ich, i wielu innych, wolność zależy od naszej modlitwy i ofiarności.

niedziela, 13 kwietnia 2014

„Adapt or die”. Siła argumenty z równi pochyłej!

Argument z równi pochyłej jest oczywiście najsłabszym z argumentów w debacie nad eutanazją i jej dopuszczalnością, ale gdy czyta się kolejne doniesienia o kolejnych ofiarach, to trudno do niego nie wrócić. Ostatnio brytyjskie media poinformowały o nauczycielce sztuki, która popełniła wspomagane samobójstwo w szwajcarskiej klinice Dignitas, bo... „miała dość walki ze współczesnym stylem życia”.

Kobieta, którą mediach przestawiano wyłącznie za pomocą imienia Anne, jak wyjaśniła w wywiadzie dla „Sunday Times” była zaniepokojona dehumanizacją i komercjalizacją życia, odczuwała, że media społecznościowe i komputery niszczą relacje międzyludzkie, a także była zmartwiona tym zanieczyszczeniem powietrza i przeludnienie w miastach. - Mówią zaadaptuj się lub giń. W moim wieku czułam, że nie mogę się zaadoptować, bowiem nowa era nie jest tą, do rozumienia której zostałam wychowana. Widzę jak wszyscy idą na skróty. Cała rzeczywistość w starym stylu przestaje istnieć – opowiadała kobieta w wywiadzie.

I właśnie dlatego wybrała drogę na skróty do śmierci, zgłaszając się do Society for Old Age Rational Suicide (Soars), której założyciel pomógł jej załatwić własną śmierć w klinikach Dignitas. I aż trudno komentować tej wybór. Jedno jednak nie ulega wątpliwości: pani Anne jest nieodrodną córką kultury współczesnej, którą tak mocno potępia. Jej wybór jest drogą na skróty, ucieczką od odpowiedzialnością i dowodem na to, że współczesna kultura, którą – słusznie – tak bardzo krytykuje nie jest w stanie ukształtować herosów, a jedynie tchórzy, którzy uciekają przed cierpieniem, bólem, zaangażowaniem, którzy nawet w umieraniu wybierają drogę na skróty.


Historia ta boleśnie uświadamia również, że eutanazja staje się już całkowicie akceptowalnym wyborem. Wyborem, który możemy podejmować z każdego powodu, a także wyborem (o tym być może później), który mogą za nas podejmować inni.

sobota, 12 kwietnia 2014

Franciszek, aborcja i kultura wykluczenia

Franciszek, tak jak wszyscy jego poprzednicy, jest zdecydowanym obrońcą życia. Aborcja jest dla niego tym samym, czym była dla bł. Jana Pawła II czy Benedykta XVI, zbrodnią (on sam mówi o niej – za Soborem Watykańskim II – jako o „haniebnym przestępstwie”). A jednak widać u niego pewne przesunięcie akcentów argumentacyjnych. Obecny papież kładzie - w argumentacji - raczej nacisk na afirmację, przyjęcie każdego i odrzucenie utylitarnej ekskluzywności społecznej niż na fundamentalną wartość życia.

Doskonale widać to w kolejnych (a było już ich całkiem sporo) jasnych potępieniach aborcji. „Jedno z największych niebezpieczeństw, na jakie narażona jest nasza epoka, to rozdział między ekonomią a moralnością; między możliwościami, jakie oferuje rynek wyposażony we wszelkie nowości technologiczne, a podstawowymi normami etycznymi natury ludzkiej, coraz bardziej pomijanej – mówił Papież. – Trzeba zatem potwierdzić jak najbardziej zdecydowany sprzeciw wobec wszelkich bezpośrednich zamachów na życie, zwłaszcza niewinne i bezbronne, a przecież nienarodzone dziecko w łonie matki jest niewinne z samej definicji. Przypomnijmy słowa Soboru Watykańskiego II: «Życie należy chronić z największą troską od samego poczęcia; aborcja i dzieciobójstwo są haniebnymi przestępstwami» (Gaudium et spes, 51)” - mówił wczoraj papież do włoskich obrońców życia.

W „Evangelii gaudium” rzecz jest ujęta jeszcze mocniej. „Nie powinno się oczekiwać, że Kościół zmieni swoją postawę w tej kwestii. Chcę być całkowicie uczciwy w tym względzie. To nie jest problem poddany zamierzonym reformom lub «modernizacji»” - napisał Ojciec święty i dodał, że trudno w ogóle zabijanie niewinnych uznawać za „postęp”. „Nie jest żadnym postępem rozwiązywanie problemów przez eliminację ludzkiego życia” - napisał Ojciec święty. W dokumencie tym znalazło się także ostre potępienie prób ośmieszenia tego elementu doktryny Kościoła. „Aby lekceważąco ośmieszyć podejmowaną przez Kościół obronę życia nienarodzonych, często przedstawia się jego postawę jako coś ideologicznego, obskuranckiego i konserwatywnego. A przecież obrona rodzącego się życia jest ściśle związana z obroną jakiegokolwiek prawa człowieka. Zakłada ona przekonanie, że każda ludzka istota jest zawsze święta i nienaruszalna w jakiejkolwiek sytuacji i w każdej fazie swego rozwoju. Jest celem samym w sobie, i nigdy nie jest środkiem do rozwiązania innych trudności. Jeśli obalimy to przekonanie, nie ma solidnych i trwałych fundamentów do obrony praw człowieka, które byłyby zawsze uzależnione od korzyści zmieniających się rządów. Sam rozum wystarczy, aby uznać nienaruszalną wartość każdego ludzkiego życia, ale jeśli spojrzymy na nie w świetle wiary, «wszelki gwałt zadany osobistej godności istoty ludzkiej wzywa o pomstę przed obliczem Bożym i jest Obrazą Stwórcy człowieka»” - napisał Ojciec Święty.

Zmiana akcentów jest jeszcze lepiej widoczna, gdy uświadomimy sobie, że papież te słowa zawiera w rozdziale poświęconym wykluczeniu ubogich. Zabijanie nienarodzonych jest zatem interpretowane przez Ojca świętego, jako element kultury materializmu praktycznego, który wszystko i wszystkich przelicza na pieniądze i wartości materialne, na środki finansowe. W takiej kulturze nie ma miejsca dla dziecka, dla starca, dla niepełnosprawnego, alkoholika, dla każdego, kto nie przynosi bezpośrednich zysków. Tyle, że kultura taka zawsze prowadzi do nowych form barnarzyństwa. Tam bowiem, gdzie nie ma świadomości, że wartości drugiego człowieka nie stanowi jego bogactwo czy utylitarna użyteczność, gdzie znaczenie społeczne przelicza się na pieniądze, tam ostatecznie można innego człowieka (czy będzie on nienarodzony czy niepełnosprawny, nie ma w istocie znaczenia) zabić, albo odmówić mu przyjęcia do społeczności, wykluczając go z prawa do życia.


To spojrzenie nie jest w najmniejszym stopniu sprzeczne z tym, co mówili poprzednicy Franciszka. Bł. Jan Paweł II i Benedykt XVI stawiali nacisk na antropologiczne i dogmatyczne przyczyny sprzeciwu wobec aborcji (czy innych form niszczenia życia ludzkiego), a Franciszek spogląda na tę sprawę z punktu widzenia społeczeństwa, ekonomii i budowania kultury gościnności, obrony kruchości i komunii. Oba te spojrzenia są nam potrzebne, ale – o czym też nie sposób zapomnieć – oba potrzebują siebie wzajemnie. I oba stanowią zobowiązanie dla każdego z nas,