wtorek, 7 czerwca 2016

Antiochia także bojkotuje Sobór panprawosławny

Spór o to, czy Sobór panprawosławny powinien się odbyć w zaplanowanym terminie, rozwija się. Synod Antiocheńskiej Cerkwi Prawosławnej zadeklarował, że jego przedstawicieli nie będzie na Soborze.

Cerkiew Antiochii prosi, by przełożyć termin zwołania Wielkiego Świętego Soboru na inny termin, kiedy przywrócone zostaną przyjazne relacje między Cerkwiami autokefalicznymi i zagwarantowany zostanie prawosławny konsensus” - napisali w oświadczeniu przedstawiciele patriarchatu antiocheńskiego. W ten sposób patriarchat Antiochii odniósł się do konfliktu z patriarchatem Jerozolimy o kanoniczną przynależność Kataru do jednej lub drugiej Cerkwi. Antiocheńscy prawosławni twierdzą także, że w procesie przygotowawczym Soboru zabrakło realnego i efektywnego wkładu wszystkich Cerkwi prawosławnych. Ich oburzenie wywołał także fakt, że problem kalendarza cerkiewnego i unifikacji dat Wielkanocy został usunięty z programu debaty, choć jest on „istotny dla wiernych patriarchatu antiocheńskiego”.

Tomasz P. Terlikowski

Co dalej z Soborem panprawosławnym?

Sobór panprawosławny, mimo zapowiedzi jego bojkotu przez część Cerkwi, nie jest zagrożony – zapewniają przedstawiciele „pierwszego wśród równych” patriarchy Konstantynopola.


W poniedziałek Ekumeniczny Patriarchat Konstantynopola opublikował apel do liderów Cerkwi prawosławnych, by te zachowały ustalenia podjęte podczas spotkania z styczniu 2016 roku. A o. archidiakon John Chryssavgis, teologiczny doradca patriarchy Konstantynopola zapewnił, ze pomimo wszelkich problemów, przygotowania do soboru idą swoim torem, i nie ma powodów, by się on nie odbył.
Jego zdaniem zapowiedzi bojkotu obrad przez Bułgarską Cerkiew Prawosławną nic nie zmieniają w znaczeniu Soboru, a ustalenia, które on podejmie będą i tak obejmowały wszystkie wspólnoty prawosławne, także te, które zbojkotowały obrady na Krecie. - Oczywiście, jeśli kogoś zabraknie, będziemy odczuwać jego brak, i będzie nam bardzo, bardzo przykro. To będzie miało jednak wpływ nie tylko na Sobór, ale także na Cerkiew, która zdecyduje się na nieobecność. Jeśli jakaś Cerkiew wybierze nieobecność, to będzie to smutny dowód jest samomarginalizacji – podkreślał archidiakon.
Duchowny wyraził – w wywiadzie dla portalu „Crux Now”, że choć Sobór Watykański II i Sobór na Krecie „więcej różni niż łączy”, to i ten ostatni w pewnym sensie może mieć podobny wpływ na prawosławie, jak Vaticanum II miało na katolicyzm, szczególnie jeśli chodzi o otwarcie na inne wyznania i ekumenizm.
W wywiadzie nie zabrakło także niezwykle ciepłych słów prawosławnego duchownego o papieżu Franciszku. Archidiakon podkreślał, że papież podobnie jak patriarcha Konstantynopola chce pokazać oblicze Kościoła, który jest bliski ludziom cierpiącym. - Przypominam, że patriarcha Bartłomiej był obecny podczas papieskiej mszy inaugurującej pontyfikat. To się zdarzyło pierwszy raz w historii – podkreślał doradca patriarchy Konstantynopola. - Gdy zapytano go dlaczego się tam pojawił, patriarcha Bartłomiej odpowiedział, że poczuł, że w tym człowieku jest coś innego, i że musi tam być – dodał. - Nie sądzę, by to był przypadek, że akurat te dwie osoby są liderami swoich Kościołów w tym momencie czasu. Nie wierzę w takie zbiegi okoliczności – zakończył wywiad archidiakon.
Inne stanowisko niż patriarchat moskiewski zajmuje Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Wedle jej Świętego Synodu bojkot Soboru przez przynajmniej jedną z Cerkwi w istocie oznacza, że jego obrady nie będą ważne. Dlatego patriarchat moskiewski wzywa do kolejnych rozmów, które miałyby rozwiązać problem.

Tomasz P. Terlikowski

poniedziałek, 7 marca 2016

Aborcja dla mężczyzn. Czy o to walczą faceci na manifach?

Jak wszyscy, to wszyscy. Babcia też – głosił stary, dość paskudny dowcip. I aż chciałoby się go przypomnieć w kontekście pomysłów szwedzkiej młodzieżówki liberalnej, która chce aborcji dla mężczyzn.

Jeśli uznać, że aborcja jest podstawowym prawem człowieka, które musi być chronione przez ONZ, WHO, władze Stanów Zjednoczonych i dziesiątki innych organizacji, to trudno nie przyjąć, że mężczyźni są obecnie dyskryminowani. Im bowiem, to święte prawo osoby ludzkiej, by zabić swoje dziecko nie przysługuje. I nie ma o co ukrywać, że to skandal, z którym trzeba skończyć. Taką propozycję zgłosili więc szwedzcy liberałowie, którzy zaproponowali, by i mężczyzna mógł przeprowadzić aborcję.

Nie, nie chodzi jeszcze o to, by mógł dopaść kobietę, która jest z nim w ciąży i własnoręcznie zamordować swoje dziecko, ani nawet o to, by mógł na nią napuścić jakieś aborcyjne bojówki. Na razie propozycja jest prostsza. Chodzi w największym skrócie o to, żeby do do osiemnastego tygodnia życia płodowego dziecka ojciec mógł legalnie się go wyrzec. Oznajmić matce, że on swojego dziecka nie chce, nie ma niego ochoty, i że nie będzie partycypował w jego utrzymaniu, ani nie uzna go, niezależnie od tego, czy jest jego czy nie.

I nie ma co ukrywać, że jeśli uznać, że matka ma prawo uznać, że jej dziecko nie jest jej, albo że go nie chce, i w związku z tym może je zabić, to nie sposób nie przyznać takiego prawa ojcu. Równość płci jest przecież świętym prawem, którego respektowania nieustannie domagają się progresiści. A skoro tak, to jeśli prawo do odrzucenia dziecka ma kobieta, to nie może go być pozbawiony mężczyzna. Szwedzcy młodzi liberałowie jedynie wyciągają wnioski z założeń przyjętych wiele lat temu.

Efekt przyjęcia takiego prawa będzie jednak dramatyczny. Jeszcze więcej kobiet będzie bowiem krzywdzonych przez nieodpowiedzialnych, pozbawionych głębszych uczyć mężczyzn. Przymuszanie do aborcji stanie się powszechne, i nikt nie będzie w stanie sprawdzić, jak wielu kobiet złamane zostaną sumienia. Kto zaś będzie odczuwał korzyści z takiej sytuacji? Nieodpowiedzialni mężczyźni, którym przyzna się jeszcze więcej praw do krzywdzenia kobiet. W ten sposób zalegalizowana i usankcjonowana prawnie zostanie przymus aborcyjny, który już teraz część mężczyzn stosuje wobec kobiet. A brak odpowiedzialności za własne dzieci, i wybory, zostanie uznany za święte prawo mężczyzny.

Inna rzecz, że w znaczącym stopniu już tak jest. Jeśli ktoś korzysta z aborcji, to są to głównie mężczyźni. I dlatego trudno nie zadać pytania, tym z panów, którzy na tegorocznej Manifie (w strugach deszczu) się pojawili, czy im przypadkiem nie chodzi o to, by móc bezkarnie pozbywać się odpowiedzialności za własne dzieci? Czy oni też nie chcieliby aborcji dla dzieci? I czy nie mają poczucia, że facet, który walczy o prawo do zabijania dzieci dla kobiet, w istocie walczy o to, by to jemu było wygodniej, i by to on nie musiał ponosić odpowiedzialności za własne wybory?


Tomasz P. Terlikowski

poniedziałek, 29 lutego 2016

Mocny papieski materiał do rachunku sumienia

Franciszkowe kazania są w tym roku niezwykle mocnym wezwaniem do przeżycia Wielkiego Postu i nawrócenia. - Nigdy nie jest za późno, nigdy! – mówi papież.


Papież alarmuje, wzywa do radykalnego nawrócenia. W jego myśleniu, którego wyrazem są poranne kazania, nie ma miejsca dla chrześcijan letnich, czy dla letniości w ogóle. Można odnieść wrażenie, że Franciszek wręcz krzyczy, by skorzystać z ostatniej szansy, którą – być może właśnie w ten Wielki Post – daje nam Pan Bóg.

- Jezus, przeciwnie, wzywa nas do przemiany serca, do dokonania radykalnej zmiany kierunku na drodze naszego życia, do porzucenia kompromisu ze złem, bo wszyscy dopuszczamy się kompromisów ze złem, do porzucenia obłudy, a wydaje mi się, że wszyscy mamy w sobie jakiś kawałeczek obłudy, aby zdecydowanie wejść na drogę Ewangelii. Ale tu znów pojawia się pokusa, by siebie usprawiedliwić: ‘Ale z czego powinniśmy się nawrócić? Czy nie jesteśmy w sumie ludźmi dobrymi?’ Ile razy myśleliśmy sobie: ‘Zasadniczo jestem w porządku. Czy nie jesteśmy ludźmi wierzącymi, a nawet dość praktykującymi?’ I w ten sposób wierzymy, że jesteśmy usprawiedliwieni – mówił Franciszek podczas Anioła Pańskiego. I trudno nie dostrzec, że te słowa są wyzwaniem dla bardzo wielu z nas. Tych wierzących, którzy mimo wszystko pozostają niepłodnymi figami.

Bóg jednak, nawet gdy nie nawracamy się, wciąż daje nam szansę. - Ileż razy – my tego nie wiemy, ale dowiemy się o tym w niebie – ileż razy jesteśmy już w miejscu naszej zguby i Pan nas ratuje. Ratuje nas ponieważ ma dla nas wielką cierpliwość. To jest jego miłosierdzie. Nigdy nie jest zbyt późno by się nawrócić, a to jest niezbędne, teraz! Zacznijmy już dzisiaj – mówił papież. I dodawał: „Ale na nasze szczęście Jezus jest podobny do tego rolnika, który z nieograniczoną cierpliwością, kolejny raz otrzymuje odroczenie [wyroku] dla niepłodnej figi: "Jeszcze na ten rok je pozostaw - mówi do pana - ja  okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc". Rok łaski: czas tajemnicy Chrystusa, czas Kościoła przed Jego chwalebnym przyjściem, czas naszego życia, naznaczony określoną liczbą Wielkich Postów, czas Jubileuszowego Roku Miłosierdzia. Niezwyciężona cierpliwość Jezusa! Czy myśleliście o cierpliwości Boga? O Jego nieustannej trosce o grzeszników. Jakże one powinny nas prowokować do niecierpliwości wobec samych siebie! Nigdy nie jest za późno, nigdy!”.

Te słowa, tak jak kazania w Domu świętej Marty z dni poprzednich, to niesamowitym materiał na rachunek sumienia, który każdy katolik może medytować w okresie Wielkiego Postu. Warto to zrobić, bo mocno prostuje to myślenie, a do tego przypomina, że Bóg nie jest Bogiem myśli, ale czynu. - „Pan pokazuje nam właściwą drogę. A ileż razy spotykamy takich ludzi – także my, nieprawdaż! – i to często w Kościele: «O tak, jestem wielkim katolikiem». «Ale co robisz?». Ilu rodziców uważa się za katolików, ale nigdy nie ma czasu porozmawiać ze swoimi dziećmi, pobawić się z własnymi dziećmi, wysłuchać swoich dzieci. Być może oni sami mają swoich rodziców w domach opieki, ale zawsze są zajęci i nie mogą iść ich odwiedzić, pozostawiając ich opuszczonych. «Ale ja jestem wielkim katolikiem, nieprawdaż! Należę do takiego stowarzyszenia». To jest religia słów: mówię, że jestem religijny, ale żyję światowością” – powiedział papież w ubiegły wtorek. I zadane w tym słowie pytania, także warto dodać do rachunku sumienia. Swojego, a nie cudzego!


Tomasz P. Terlikowski

Papież Franciszek i antykoncepcja

Paweł VI nigdy nie podjął decyzji, o której mowa. Debata na temat kongijskich zakonnic, które były masowo gwałcone, toczyła się za pontyfikatu św. Jana XXIII i to właśnie wtedy zaprezentowano, w 1961 r., na łamach „Studi Catolici" stanowisko abp. Pietra Palazziniego, o. Franza Hürtha SJ i o. Ferdinanda Lambruschiniego, którzy sugerowali, że w sytuacji zagrożenia gwałtem antykoncepcja hormonalna może być dopuszczalna, bowiem jest ona obroną przed agresorem.
Opinię taką przyjęła część katolickich moralistów, którzy – jak choćby Christopher Kaczor – do chwili obecnej przekonują, że w takiej sytuacji nie sposób mówić o antykoncepcji, a przyjmowanie środków tego rodzaju można potraktować jako obronę przed agresorem.
Stanowisko takie przyjęła też Konferencja Episkopatu Niemiec, która pozwala w katolickich placówkach na podawanie zgwałconym kobietom pigułek antykoncepcyjnych (w istocie często są to już tabletki wczesnoporonne). Paweł VI jednak stanowiska tego nigdzie nie potwierdził, a w encyklice „Humanae vitae" jasno stwierdził, że antykoncepcja jest złem moralnym, i nie przewidział w swoim dokumencie żadnych wyjątków. Opowieść o rzekomej decyzji tego papieża jest więc klasyczną miejską legendą, która co jakiś czas powraca, ale która nie ma podstaw rzeczowych.
Prawdziwe (to znaczy odrzucające antykoncepcję) stanowisko Pawła VI nie powinno być zresztą zaskoczeniem, bowiem... trudno uznać, że człowiek na zarodkowym etapie rozwoju jest agresorem (a w istocie dopuszczenie antykoncepcji w takiej sytuacji jest usprawiedliwione faktem gwałtu).
A skoro nim nie jest, to zastosowanie wobec niego środków chemicznych, które mają uniemożliwić jego zagnieżdżenie się w macicy matki (a o takim działaniu możemy mówić po gwałcie) i tym samym jego dalszy rozwój, nie może być moralnie usprawiedliwione. Byłoby inaczej, gdyby chodziło o sytuację (a jest ona także możliwa), w której środki miałyby uniemożliwić samo poczęcie.
Usprawiedliwieniem stosowania antykoncepcji mogłoby być dobro kobiety. Tyle że to wymagałoby sprawdzenia, na jakim etapie cyklu jest zgwałcona kobieta, by dowiedzieć się, czy podane środki nie doprowadzą do unicestwienia zarodka... A gdyby tak było, podanie jakichkolwiek środków hormonalnych straciłoby moralne usprawiedliwienie, oznaczałoby bowiem uznanie niewinnej istoty ludzkiej za agresora, którego można zlikwidować. Na to zaś Kościół nigdy się nie zgodził.

piątek, 26 lutego 2016

Surogacja to przemysł handlu ludźmi! Szwecja chce tego zakazać

Szwecja, z czysto lewicowych (ale w pełni słusznych) powodów może zdecydować się na zakaz surogacji – wynika z raportu przygotowanego na polecenie rządu tego kraju.


- Najistotniejszym powodem, dla którego nie chcemy akceptować surogacji w Szwecji jest ryzyko wywierania presji na kobiety, by te zostały matkami surogatkami, Ciąża jest ogromnym obciążeniem i ryzykiem dla kobiety – podkreśla sędzia Eva Wendel Rosberg, autorka raportu. Jej zdaniem rząd Szwecji powinien także chronić Szwedów przed korzystaniem z usług klinik wynajmujących surogatki poza granicami. Prawniczka zaznacza także, że wciąż niewiele wiadomo o skutkach surogacji dla dzieci, które zostały urodzone w ten sposób.

Jeszcze ostrzej o surogacji wypowiada się lewicowa dziennikarka Kajsa Ekis Ekman na łamach „The Guardian”. - Surogacja może być postrzegana przez pryzma szczęścia Eltona Johna, słodkich noworodków i nowoczesnej rodziny, ale w istocie jest to przemysł, w którym kupuje się i sprzedaje ludzkie życie. W tym świecie dzieci są wykorzystywane do spełniania pragnień bogatych; matki są niczym, pozbawione są nawet prawa do nazywania się mamami, a klient jest wszystkim. Zachód zlecił produkcję dzieci biednym krajom, tak jak wcześniej wypchnął przemysł ze swojej przestrzeni. Jest szokującym fakt, że konwencja ONZ dotycząca praw dzieci tak szybko przestała być egzekwowana – grzmi szwedzka lewicowa dziennikarka.

Trudno się nie zgodzić z tymi argumentami. Kłopot polega na tym, że jeśli potraktować je poważnie, to w krótkim czasie trzeba zakazać nie tylko surogacji, ale także w ogóle procedury in vitro. W jej przypadku bowiem także nie wiadomo, jakie są jej długofalowe skutki dla poczętych tą metodą dzieci. A dzieci, które powołuje się do istnienia, mrozi, niszczy, ewentualnie zamraża są traktowane jak towar i przedmiot handlu. Medycyna reprodukcyjna, podobnie jak jej fragment, jakim jest surogacja, to gigantyczny przemysł, w którym robienie kasy usprawiedliwia się słodkimi obrazkami.


Tomasz P. Terlikowski

Kolejny bastion upadł. A Kościół milczał

Włoski senat wprowadził homokonkubinaty. I choć strona konserwatywna pociesza się myślą, że udało się zablokowało adopcje dzieci przez homoseksualistów, to trzeba powiedzieć jasno kolejny bastion upadł.


Decyzja Senatu nie oznacza jeszcze końca prawnej drogi ustawy o konkubinatach. Ale można już powiedzieć, że jest ona jasnym sygnałem, w jakim kierunku pójdą obrady. Obrońcy rodziny będą się już zajmować tylko blokowaniem adopcji przez pary homoseksualne, a zaakceptują (tak jak grupa hierarchów Kościoła) same związki osób tej samej płci. I niestety jest to bardzo zły sygnał. Nie tylko polityczny, ale także, a może przede wszystkim, eklezjalny.

Trzeba bowiem powiedzieć zupełnie otwarcie, że to, co się stało we Włoszech stało się nie tylko przy pełnym milczeniu, ale wręcz cichej akceptacji Stolicy Apostolskiej i znaczącej części biskupów. Nie jest przecież przypadkiem, że papież milczał, odmawiając zaangażowania się we włoską politykę, a włoscy biskupi, i to nawet ci konserwatywnie nastawieni, zostali skutecznie uciszeni. Nie brakowało za to biskupów, którzy zapewniali, że same związki osób tej samej płci nie są dla Kościoła problemem, o ile nie będą określane mianem małżeństwa i nie przyzna im się miana małżeństw. I takie właśnie stanowisko zostało przeforsowane.

Ale jeśli biskupi (i sam papież) sądzą, że na tym się skończy, to są naiwni (i jest to bardzo łagodne określenie). Homolobby i homolewica od dawna stosują w walce politycznej strategię salami, zwaną także metodą na ugotowanie żaby. Poszczególne postulaty wprowadzane są do debaty publicznej stopniowo, krok za krokiem. Najpierw homozwiązki, później małżeństwa, a w międzyczasie stopniowa legalizacja oddawania dzieci parom osób tej samej płci. Na końcu jest zaś uznanie, że każdy, kto odmawia uznania „równości małżeńskiej” (tak nazywa się w nowomowie gejowskiej walkę o zniszczenie normalnego małżeństwa i wprowadzenie „małżeństw homoseksualnych”) jest homofobem, którego należy skazać za mowę nienawiści. Włochy właśnie dynamicznym krokiem, przy milczeniu lub nawet cichej akceptacji Kościoła i papiestwa weszły na tą drogę. Bastion padł, a struktury kościelne, nie uznały za stosowne go bronić.


Tomasz P. Terlikowski

„Zapomniana bohaterka”. Papież chwali włoską aborcjonistkę

Zapomnianą bohaterką” określił Franciszek w wywiadzie dla „Corriere della Sera” włoską aborterkę i promotorkę zabijania dzieci i starców Emmę Bonino. Obrońcy życia są zaskoczeni.

Papież określił Emmę Bonino mianem zapomnianej bohaterki i porównał ją do Konrada Adenauera i Roberta Schumana, a jego pochwały są wywołany zaangażowaniem włoskiej polityk w Afryce. Franciszek podkreślił, że myśli ona inaczej niż chrześcijanie. - To prawda, ale to nie ma znaczenia. Patrzmy się na ludzi i na to, co oni robią – zachęcał papież.

Kłopot polega tylko na tym, że poza działaniami (pozytywnymi) w Afryce Bonino ma także na koncie sporo działań we Włoszech. Ona sama zabiła swoje dziecko podczas nielegalnej aborcji, a później pracowała w Centrum Informacyjnym Sterylizacji i Aborcji, w których zamordowano ponad dziesięć tysięcy aborcji. W mediach włoskich funkcjonują słynne zdjęcia, na których Bonino dokonuje nielegalnej aborcji posługując się domowymi urządzeniami i pompką rowerową. Kobieta została wówczas aresztowana i za nielegalną działalność spędziła kilka dni w więzieniu. Uniewinniono ją, a ona sama zajęła się polityką. Gdy w 2013 roku została ministrem spraw zagranicznych obrońcy życia mocno protestowali.

Obecnie także obrońcy życia nie kryją zaskoczenia wypowiedzią Ojca świętego. - Jak papież może chwalić kobietę, która we Włoszech jest najlepiej znana z promowania i wykonywania aborcji? - pyta ks. Ignacio Barreiro, szef rzymskiego biura Human Life International. Włoski polityk i przewodniczący organizacji pro life Novae Terrae Foundation Luca Volonte jest przekonany, że papież nie wiedział, co pani Bonino robiła we Włoszech w kwestii aborcji i eutanazji. Jego zdaniem, choć nie sposób nie docenić działania Bonino w Egipcie, to nie można też zapominać, że również tam występowała ona i działała przeciw życiu.

Taka interpretacja jest jednak mało prawdopodobna, bowiem sam papież zastrzegał, że wie o obcych chrześcijaństwu poglądach Bonino. Franciszek był już zresztą krytykowany za kontakty z Bonino, gdy zaprosił ją – rok temu – do Watykanu, aby promowała tam swoją akcję dotyczącą walki z rakiem.


Tomasz P. Terlikowski

środa, 24 lutego 2016

Obrońcy życia: Papież otworzył puszkę Pandory

Nieprecyzyjna i niefortunna wypowiedź Ojca świętego, a także wypowiedzi jego rzecznika prasowego wywołały jednoznaczne reakcje (nie tylko katolickich) obrońców życia.
Niemal jednym głosem apelują oni do Ojca Świętego, by przypomniał on wiernym, jakie jest prawdziwe nauczanie Kościoła i wycofał się z nieprawdziwych elementów swojej wypowiedzi. - Obecnie wydaje się niemal pewne, że „zgoda” czy „aprobata” Pawła VI na stosowanie antykoncepcji w przypadku zakonnic w Kongo, które mogły zostać zgwałcone nigdy nie istniała. Niestety ten mit został przywołaby przez papieża, jako fakt z historii Kościoła, i co ważniejsze, w sposób mogący sugerować, że jest to precedens, który trzeba uwzględnić w podejmowaniu decyzji o stosowaniu antykoncepcji w przypadku możliwości wad wrodzonych. Ten element przesuwa wypowiedź papieża Franciszka w nowe rejony. Nie spieramy się o historię Kościoła, ale o doktrynę moralną Kościoła. Stawka staje się o wiele wyższa – podkreśla dr Ed Peters, prawnik kanoniczny i wykładowca Sacred Heart Major Seminary in Detroit.

- Ci, którzy wspierają i bronią Magisterium, w szczególności Następcę św. Piotra, przed fałszywymi oskarżeniami, muszą potraktować słowa papieża Franciszka i ojca Lombardiego jako zaskakujące i niepokojące. Wydaje się, że papież powiedział coś fałszywego i przeciwnego zbawieniu. Mam wielką nadzieję, że się mylę – podkreślał prof. E. Christian Brugger, z Culture of Life Foundation w Waszyngtonie i wykładowca teologii moralnej w St. John Vianney Theological Seminary w Denver. Uczony dodaje przy tym, że wypowiedź na pokładzie samolotu, a także komentarz o. Lombardiego nie mają charakteru Magisterium i w związku z tym nie obowiązują katolików w sumieniu, ani nie mogą być traktowane jako nauczanie. Brugger apeluje także do Ojca świętego, by ten przypomniał pełne nauczanie Kościoła o jedności aktu małżeńskiego, i o złu antykoncepcji.

- Franciszek powinien z całą pokorą pozwolić prowadzić się niezmiennej mądrości dwóch tysięcy lat Magisterium. On jest Piotrem. I powinien zacząć się tak zachowywać – napisał na swoim blogu dr Gerard Nadal, przewodniczący Coalition on Abortion/Breast Cancer i katolicki pisarz. Najmocniej jednak zabrzmiał głos Jill Stanek, pielęgniarki, która ujawniła, że w jej szpitalu dobija się dzieci, które przeżyły aborcję, a która sama jest protestantką. - Jako protestancka obrończyni życia jestem załamana. Zawsze uważałam Kościół katolicki za zaporę w kwestii antykoncepcji. Papież otworzył puszkę Pandory. On sprzeciwił się katolickiej doktrynie, która pozostaje także kamieniem węgielnym ruchu pro life, nawet jeśli ludzie nie zdają sobie z tego sprawy. Ta wypowiedź podważa moje zaufanie do solidności doktryny katolickiej. Nie wierzę, że to się stało. To wywołuje kryzys Kościoła – uzupełnia Stanek.


Tomasz P. Terlikowski

wtorek, 23 lutego 2016

Antykoncepcja jest zła. Papież tego nie zmieni

Papież nie ma władzy nad rzeczywistością i moralnością i nie może ich zmienić. To najkrótszy komentarz do wypowiedzi Ojca świętego Franciszka na pokładzie samolotu, po pielgrzymce do Meksyku.
To była jedna z najbardziej zaskakujących konferencji prasowych. I nie chodzi tylko o wypowiedź na temat antykoncepcji i wirusa Zika, ale także unikanie odpowiedzi na temat sytuacji we Włoszech, ale mocne potępienie jednego z kandydatów na prezydenta w USA czy zadziwiające komentarze odnoszące się do ukraińskich grekokatolików. Wypowiedzi Ojca świętego były nieprecyzyjne, nieostre, i mogące sugerować zmianę doktryny (której nie było i być nie może). Najmocniej widać to było w kwestii antykoncepcji i wirusa Zika.
Wypowiedź padła w odpowiedzi na pytanie, czy w przypadku wirusa Zika aborcja nie jest mniejszym złem. Papież odpowiedział: „Aborcja nie jest mniejszym złem, jest zbrodnią. To eliminacja jednego, by uratować kogoś innego. Tak postępuje mafia! To zbrodnia, zło absolutne. A jeśli chodzi o antykoncepcję, Paweł VI, Wielki, w sytuacji trudnej, w Afryce, pozwolił zakonnicom używać antykoncepcji w przypadkach gwałtu. Ale nie można mylić zła zapobiegania ciąży z aborcją! Aborcja nie jest problemem teologicznym. To problem ludzki, medyczny. Zabija się jedną osobę, by ocalić drugą, w najlepszym razie, albo aby sobie ułatwić życie? Jest to sprzeczne z przysięgą Hipokratesa, którą składają lekarze. Jest to zło samo w sobie, a nie zło religijne, w punkcie wyjścia. Jest to zło ludzkie. I oczywiście, jako zło zasługuje na potępienie. Natomiast zapobieganie ciąży nie jest złem absolutnym. W niektórych przypadkach, jak ten już wspomniany z Pawłem VI, było jasne. Ja także apeluję do lekarzy, aby zrobili wszystko, by znaleźć szczepionkę na tę chorobę przenoszoną przez te dwa komary. Nad tym trzeba pracować” – oświadczył Ojciec Święty.
Co wynika z tych słów? Głównie to, że papieska wypowiedź jest skrajnie nieprecyzyjna. Jeśli chodzi o aborcję nie ma się z czym nie zgodzić. To precyzyjne i jasne przypomnienie fundamentów moralnych nauczania Kościoła. Ale jeśli chodzi o drugą jej część nie jest już tak dobrze. Oczywiście jest prawdą, że zapobieganie ciąży nie jest złem absolutnym. To prawda. Tyle, że tu wszystko zależy od metody. Są metody zapobiegania ciąży, które są moralne (jeśli zachowane są moralne intencje), i takie, które niemoralne (czyli złe w znaczeniu absolutnym) są z natury. I tak moralnym środkiem pozostaje (jeśli nie zawiera w sobie mentalności antykoncepcyjnej) naturalne planowanie rodziny. Unikanie poczęcia polegać w sytuacji zagrożenia wirusem Zika powinno pozostać unikanie współżycia w okresie płodnym i podejmowanie go jedynie w okresie niepłodnym. Tego typu działania były i są dopuszczalne przez Kościół. Nie ma i nie może być natomiast zgody na stosowanie przez małżeństwa środków antykoncepcyjnych. I wypowiedź papieża (która nota bene nie odnosi się do antykoncepcji) niczego nie zmienia.
Dlaczego nie może być takiej zgody? Odpowiedź jest prosta. Otóż po pierwsze każda antykoncepcja hormonalna ma – poza uniemożliwieniem poczęcia – także działanie wczesnoporonne, bowiem jedną z technik jej działania jest uniemożliwienie implantacji poczętego już zarodka. A to jest w istocie aborcja na wczesnym etapie rozwoju. Aborcja zaś, co mocno przypomniał papież, jest zawsze złem absolutnym. Katolik (a szerzej nikt) nie może przyjmować środków, o których wie, że mogą one zabić jego dziecko. Wirus Zika tego nie zmienia, bowiem małomózgowie nie odbiera człowiekowi prawa do życia. Po drugie wirus Zika w niczym nie zmienia faktu, że akt seksualny podejmowany przez małżonków, który zostałby sztucznie ubezpłodniony w obawia przed wirusem Zika, byłby – z perspektywy teologii ciała – kłamstwem, bowiem nie byłby w pełni otwarciem na życie i płodność, które włączone jest w akt seksualny. Wirus Zika nie unieważnia tej zasady i nie sprawia, że antykoncepcja przestaje niszczyć prawdę małżeństwa i seksualności. Nie sprawia on także, że akt małżeński z antykoncepcją zostaje rozbity u swoich podstaw. I wreszcie kwestia ostatnia wirus Zika nie sprawia, że antykoncepcja przestaje truć i zabijać same kobiety. O czym też zapominać nie należy.
Nie sposób też uznać – zasugerowanej istotowej różnicy – między antykoncepcją a aborcją. Św. Jan Paweł II nie pozostawia wątpliwości, że są one w istocie zatrutymi owocami tej samej rośliny. „… antywartości wszczepione w „mentalność antykoncepcyjną” która jest czymś zupełnie odmiennym od odpowiedzialnego ojcostwa i macierzyństwa, przeżywanego w poszanowaniu pełnej prawdy aktu małżeńskiego — sprawiają, że ta właśnie pokusa staje się jeszcze silniejsza, jeżeli dojdzie do poczęcia „nie chcianego” życia. W istocie, kultura proaborcyjna jest najbardziej rozpowszechniona właśnie w środowiskach, które odrzucają nauczanie Kościoła o antykoncepcji. Z pewnością antykoncepcja i przerywanie ciąży, z moralnego punktu widzenia, to dwa zasadniczo różne rodzaje zła: jedno jest sprzeczne z pełną prawdą aktu płciowego jako właściwego wyrazu miłości małżeńskiej, drugie niszczy życie ludzkiej istoty; pierwsze sprzeciwia się cnocie czystości małżeńskiej, drugie zaś jest sprzeczne z cnotą sprawiedliwości i bezpośrednio łamie Boże przykazanie „nie zabijaj”. Mimo tej odmiennej natury i ciężaru moralnego pozostają one bardzo często w ścisłym związku, niczym owoce jednej rośliny. To prawda, że nie brak przypadków, w których człowiek ucieka się do antykoncepcji lub nawet do aborcji pod wpływem licznych trudności egzystencjalnych, które jednak nikogo nie zwalniają z obowiązku pełnego zachowywania prawa Bożego. W bardzo wielu przypadkach korzenie tych praktyk tkwią w hedonistycznej i nieodpowiedzialnej postawie wobec życia płciowego i oparte są na egoistycznej koncepcji wolności, która widzi w prokreacji przeszkodę dla pełnego rozwoju osobowości człowieka. Życie, które może się począć ze współżycia mężczyzny i kobiety, staje się zatem wrogiem, którego trzeba bezwzględnie unikać, zaś przerwanie ciąży jest jedyną możliwością w przypadku niepowodzenia antykoncepcji. Niestety, ścisła więź łącząca na płaszczyźnie mentalności praktykę antykoncepcji z przerywaniem ciąży staje się coraz bardziej oczywista, czego wysoce niepokojącym dowodem jest produkcja środków chemicznych, wkładek wewnątrzmacicznych oraz szczepionek, które są równie łatwo dostępne jak środki antykoncepcyjne, ale w rzeczywistości doprowadzają do przerwania ciąży w najwcześniejszych stadiach rozwoju życia nowej istoty ludzkiej” - wskazywał św. Jan Paweł II w encyklice „Evangelium vitae”.
Zaskakiwać w wypowiedzi papieża Franciszka może także fakt powołania się na apokryficzną wypowiedź bł. Pawła VI. Oczywiście w latach 60. powoływany się na nią (a dokładniej na podobne sugestie jego otoczenia), by usprawiedliwić stosowanie przez siostry zakonne, które mogłyby być zgwałcone, środków antykoncepcyjnych. Tyle tylko, że… po pierwsze po tych stanowiskach (raczej będących punktem wyjścia dyskusji, a nie stanowiskiem) opublikowana została encyklika „Humanae vitae”, która jest Magisterium (w odróżnieniu od nich), i która nie pozostawia wątpliwości, że antykoncepcja jest złem, i nigdy nie może być dopuszczona. Po drugie sytuacja, o której mowa ma się nijak do seksu małżeńskiego. W przypadku sióstr zakonnych nie ma mowy o moralnym akcie seksualnym czy o pożyciu małżeńskim, a także w przypadku gwałtu o zgodzie. Małżeństwo zaś ma nie tylko celebrować seksualność, ale może jej także, jeśli są ku temu racje, unikać. Jeśli tego nie robi, a stosuje antykoncepcje, to w istocie gwałci moralność i swoją tożsamość. Sytuacja jest więc zupełnie inna. Po trzecie zaś, i to także trzeba powiedzieć zupełnie jasno, w latach 60., gdy dyskutowano wspomniany problem, nieznane było wczesnoporonne działanie pigułki antykoncepcyjnej. Teraz jest zaś już ono znane i to właśnie ono wyklucza – w jakichkolwiek okolicznościach – stosowanie pigułki antykoncepcyjnej.
Wszystko to razem pokazuje, że entuzjazm mediów jest przedwczesny. Ojciec święty nie zmienił, bo zmienić nie może, nauczania o antykoncepcji. Nie ma on bowiem właddzy Ta wypowiedź, co też trzeba przypomnieć, w najmniejszym stopniu nie ma charakteru Magisterium i jest tylko kolejną lekko zmanipulowaną przez media (ale z powodu głębokiego braku precyzji papieskich wypowiedzi) próbą zbudowania medialnego wrażenia, że nauczanie Kościoła może się zmienić. Otóż nie może, bowiem nawet papież nie jest władcą moralności i nie może tego, co jest złe nazwać dobrym. Nie mam też wątpliwości, że za chwilę posypią się sprostowania i wyjaśnienia tego, co Franciszek miał na myśli. Sprostowania i wyjaśnienia, które przypomną, że antykoncepcja jest złem. I nawet wirus Zika nie może tego zmienić. Szkoda tylko, że znowu musimy zmagać się z wypowiedziami "samolotowego magisterium", które nie po raz pierwszy, dostarcza pożywki mediom i sieje zamęt w umusłach wiernych.
Tomasz P. Terlikowski

Apel patriarchy Cyryla o obronę wartości

O wspólną z prawosławnymi obronę wyrzucanych ze sfery publicznej wartości chrześcijańskich zaapelował w Rio de Janeiro do katolików patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl.
- Są między nami pewne doktrynalne różnice, ale nikt nie przeszkadza nam w tym, by wziąwszy się za ręce walczyć wspólnie o to, by przerwać prześladowania, wyrzucanie wartości chrześcijańskicjh, aby przerwać dechrystianizację ludzkiej cywilizacji XXI wieku – mówił patriarcha po nabożeństwie w Rio de Janeiro.
Patriarcha opisując współczesny świat wskazał na wielkie prześladowania chrześcijan w Afryce i na Bliskim Wschodzie, a także podkreślił, że świat nie jest w stanie wypracować wspólnej strategii walki z terroryzmem. Wszystko to sprawia, że ludzie na świecie coraz mocniej obawiają się wielkiej wojny. Chrześcijanie, uzupełnił patriarcha, cierpią prześladowania także w Europie, „gdzie złe siły politycznej pod pozorem tolerancji wypędzają chrześcijaństwo z życia społecznego, gdzie ludziom zakazuje się w miejscach publicznych czy pracy, nosić krzyż, który przyjęli oni w momencie chrztu, gdzie, w niektórych miejscach zakazuje się nazwy Boże Narodzenie, gdzie przyjmuje się prawa usprawiedliwiające ludzki grzech, odchodzi się od rozumienia małżeństwa jako świętego związku kobiety i mężczyzny, gdzie ludzkość nadal cierpi od ogromnej liczby aborcji, zabijanych dzieci, a także od wciąż rosnącej liczby rozwodów – mówił patriarcha.
Zjawiska te nie pozostawiają wątpliwości, zdaniem patriarchy Cyryla, że jak w przeszłości, ludzkość, by znaleźć ratunek musi zwrócić się do Boga. - Nie ma innej nadziei, jak tylko w Bogu – mówił patriarcha Moskwy i Wszechrusi.
Tomasz P. Terlikowski

poniedziałek, 22 lutego 2016

In vitro – to wielki ewolucyjny eksperyment. Z potencjalnie dramatycznymi skutkami

In vitro jest wielkim ewolucyjnym eksperymentem, który może mieć poważne skutki dla dzieci poczętych tą metodą – ostrzega biolog ewolucyjny dr Pascal Gagneux z University of California.


Biolog podkreślił, że wciąż nie są znane dłufgoterminowe skutki zapłodnienia in vitro, dla poczętych za jej sprawą dzieci. - Zaangażowaliśmy się w ewolucyjny eksperyment… Mogę to porównać do wprowadzenia wysokosłodzonych syropów kukurydzianych i fast foodów. Gdy je wprowadzano 50 lat temu wydawało się to świetnym rozwiązaniem. Wszystko był zdrowsze i większe, a obecnie mamy w USA pierwsze pokolenie, które jest cięższe, mniejsze i krócej żyje – podkreślał uczony.

I podobnie, ostrzegał, może być z in vitro. Najstarsze osoby poczęte tą metodą mają przecież dopiero 39 lat. Według niego skutki tej metody dla poczętych nią osób mogą być rozmaite. Wymienił wśród nich większą skłonność do cukrzycy, nadciśnienia, a nawet przedwczesnych śmierci. In vitro może także zwiększać prawdopodobieństwo wad serca i układu krążenia.

Wskaźniki, o których mowa, choć mogą mieć różne przyczyny (na przykład jakość spermy czy wiek matek), a niekoniecznie wynikać z samej techniki zapłodnienia, jasno pokazują, że technika zapłodnienia in vitro jest wielkim eksperymentem, który może skazywać powołanych za jego sprawą ludzi na choroby. Nie jest także jasne czy i jakie są skutki tej techniki dla dzieci dzieci nią poczętych, a także dla całej społeczności. Wszystkie te elementy pokazują, że metoda ta powinna zostać zakazana.


Tomasz P. Terlikowski

piątek, 5 lutego 2016

Historyczne spotkanie Franciszka i Cyryla (czyli czasem dobrze się pomylić)

To historyczny moment. Papież Franciszek i patriarcha Moskwy i Wszechrusi spotkają się 12 lutego na Kubie. I choć to trudny dialog, to ma on ogromne znaczenie dla przyszłości świata i chrześcijaństwa.


Jan Paweł II o tym spotkaniu marzył przez całe lata. Benedykt XVI robił wszystko, by do niego doprowadzić, ale udało się to dopiero papieżowi Franciszkowi. Po wielu latach dochodzi do spotkania zwierzchnika Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i papieża. Nie jest przy tym wykluczone, że patriarcha zdecydował się dopiero na spotkanie z papieżem Franciszkiem z powodu jego pochodzenia. Antypolskie fobie rosyjskiego prawosławia uniemożliwiały spotkanie z papieżem Polakiem, który nieustannie podkreślał znaczenie wschodniego płuca chrześcijaństwa. Historia (mimo często deklarowanej i realnej współpracy Niemców i Rosjan) utrudniała spotkanie z Niemcem, który także często odwoływał się do myśli wschodniej. Pochodzenie z Argentyny nie budzi takich emocji, a papież – jak jego poprzednicy – pięknie wypowiada się o prawosławiu. Spotkanie jest więc prostsze.

Trzeba mieć jednak świadomość, że nadal będzie to trudny dialog, to trudno przecenić jego znaczenie. Papież Franciszek i patriarcha Cyryl, choć drogę do tego spotkania zapoczątkowali ich poprzednicy, niewątpliwie przechodzą do historii Kościoła. A symbolicznie to spotkanie może mieć ogromne znaczenie.

Rosyjska Cerkiew Prawosławna bowiem i Kościół katolicki są obecnie najważniejszymi sojusznikami w walce z cywilizacją śmierci (a także – papież Franciszek o wiele chętniej używa tego sformułowania – cywilizacją wykluczenia). Sprzeciw wobec aborcji, eutanazji, homoideologii, chrystianofobii jednoczy prawosławny i katolików, szczególnie w sytuacji, gdy sporo wyznań protestanckich, szczególnie głównego nurtu odchodzi od biblijnej moralności i wpisuje się w logikę świata. Dla katolików jest to także wydarzenie istotne, bo wskazanie przez Matkę Bożą w Fatimie na Rosję uświadamia znaczenie także tego kraju i tamtejszego prawosławia.

Trzeba mieć jednak także świadomość, że spotkanie to, zarówno z politycznego (szczególnie polskiego), jak i eklezjalnego punktu widzenia, wcale nie jest proste. Moskwa (zarówno ta religijna, jak i świecka) będzie próbowała maksymalnie je wykorzystać. Dla Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej kluczowe jest wzmocnienie w obliczu kryzysu ukraińskiego, osłabienie wsparcia dla Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej czy pomijanie w dialogu patriarchatu Konstantynopola. Watykan musi wystrzegać się tego, jak ognia, bowiem znaczenie Kijowa pozostaje jednak dla dialogu istotne. Z punktu widzenia politycznego Polska na wzmacnianiu Moskwy może też wyraźnie stracić, podobnie jak Ukraina. Wiele zależy tu jednak od dyplomacji i ważenia każdego słowa, a także – co akurat niekoniecznie było mocną stroną dyplomacji watykańskiej w rozmowach z ZSRS, a później Rosją – nieustępliwości.

Wszystkie te zastrzeżenia nie powinny przesłaniać znaczenia tego spotkania. Prawosławie i katolicyzm są sobie obecnie najbliższymi wyznaniami. Ich współpraca, szczególnie w obecnej sytuacji międzynarodowej, gdy chrześcijanie stają się głównym przedmiotem ataków, jest niezmiernie istotna. Trzeba się zatem wiele modlić za Ojca Świętego, patriarchę Cyryla i samo spotkanie, tak by owoce tegoż były jak największe.


Tomasz P. Terlikowski

poniedziałek, 1 lutego 2016

Aborcjoniści mają nową broń. Wirus Zika!

Nowy wirus, niegroźny dla większości nim zakażonych, ale niebezpieczny dla dzieci w łonach matek stał się nową bronią w rękach aborcjonistów. Chcą oni, dzięki niemu, zwiększyć liczbę zabijanych dzieci.


Wirus Zika, który wywołuje jakikolwiek efekty u zaledwie dwudziestu procent zakażonych nim, może być jednak (choć na razie nie ma na to wystarczających dowodów) przyczyną małogłowia u dzieci. Naukowcy wskazują na korelacje między pojawieniem się tego wirusa a zwiększoną liczbą narodzin dzieci z mikrocefalią. W 2015 roku liczba takich dzieci zwiększyła się w Brazylii dziesięciokrotnie. Wbrew jednak opiniom nie ma dowodów na to, że przyczyną jest właśnie wirus Zika. To jedynie przypuszczenie, wprawdzie możliwe, ale wcale nie dowiedzione naukowo.

Ten brak pewności w niczym nie przeszkadza jednak aborcjonistom, którzy domagają się, w specjalnej petycji, poszerzenia dostępności do zabijania dzieci w Brazylii. Obecnie jest ono dopuszczalne w tym kraju, gdy dziecko pochodzi z gwałtu lub zagrażać może życiu i zdrowiu matki. Prawo nie dopuszcza natomiast zabijania dzieci z przyczyn eugenicznych (na przykład małogłowia), a właśnie takiego poszerzenia domagają się obecnie brazylijscy (ale nie tylko) aborcjoniści. A amerykańskie media już ich w tym wspierają.

Wszystko to zaś w sytuacji, gdy nie ma twardych dowodów (a jedynie przypuszczenia) na związek między małogłowiem a wirusem Zika. Wirus i ewentualny jego związek ze zwiększeniem liczby niepełnosprawnych dzieci jest więc jedynie „bronią” w walce o zwiększenie liczby zabijanych dzieci. Nie chodzi ani o dobro kobiet, ani o naukę, a o większe zyski klinik aborcyjnych i… poszerzenie listy krajów, w których zabijanie dzieci jest w pełni dopuszczalne.

Nawet gdyby jednak okazało się, że wirus Zika i zwiększona liczba przypadków małogłowia rzeczywiście są ze sobą skorelowane, to i tak nie oznaczałoby to, że prawo powinno być zmienione. Małogłowie nie jest i nie może być wskazaniem do zabijania. Z faktu, że ktoś dotknięty jest takim schorzeniem nie wynika, że przestaje być człowiekiem, i że nie przysługują mu fundamentalne prawa ludzkie, w tym prawo do życia. Nie jest i nie może być usprawiedliwieniem zabicia kogoś fakt, że ma mniejszą głowę, mniejszy mózg, i co za tym idzie może być niepełnosprawny intelektualnie czy fizycznie. Społeczeństwo, które decyduje się na takie działania w istocie przyjmuje rozwiązania nieludzkie i niebezpieczne dla wszystkich. Jeśli to stan zdrowia ma być podstawą przyznania komuś prawa do życia lub jego odebrania, to każdy z nas może – w pewnym momencie – zostać go pozbawiony. Zgodnie z prawem i przy zgodnym chórze zwolenników uznania, że nasza jakość życia jest za słaba, by je kontynuować. Dzieci z małogłowiem, które aborcjoniści chcą zabijać są tylko jednym z pierwszych na liście, po nich przyjdzie czas na następne nienarodzone, a później i narodzone dzieci i dorosłych. Na końcu zaś będzie eutanazizm, który odbiera życie także dorosłym, na przykład z depresją.


Tomasz P. Terlikowski

piątek, 29 stycznia 2016

Bóg jest silniejszy. On daje szansę. Każdemu!




Niezwykłe świadectwo. Polecam!

A ze spotkania papieża i patriarchy Moskwy nadal nici

Wbrew sugestiom części zachodnich mediów nie dojdzie do spotkania papieża Franciszka i patriarchy Moskwy i Wszechrusi podczas ich pielgrzymek do Ameryki Łacińskiej.

Sugestia takie od jakiegoś czasu pojawiają się w zachodnich mediach. Jednym ze znanych watykanistów, które je opublikował był SandroMagister. Jednak Rosyjska Cerkiew Prawosławna zaprzecza takiej możliwości.
- Programy wizyt patriarchy i papieża w Ameryce łacińskiej nie przecinają się – podkreślał w rozmowie z agencją Interfax rzecznik patriarchatu moskiewskiego hieromnich Stefan (Igumnow). - Zwierzchnicy Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej i Kościoła rzymskokatolickiego będą odwiedzać zupełnie inne kraje, choć znajdujące się na jednym kontynencie – dodał.
O spotkaniu papieża i patriarchy Moskwy mówi się od dawna. Niewątpliwie takie spotkanie było wielkim marzeniem św. Jana Pawła II, ale nigdy do niego nie doszło. Przeszkodą miało być polskie pochodzenie. Jednak, gdy papieżem został Benedykt XVI (jego niemieckie pochodzenie miało być zaletą) także nic się nie zmieniło, a patriarcha nie zdecydował się na spotkanie. Franciszek od samego początku kładł mocny nacisk na relacje z moskiewskim prawosławiem, a było to dla niego na tyle ważne, że długo unikał jasnego określenia konfliktu na Ukrainie. Wiele wskazuje jednak na to, że i jemu nie uda się doprowadzić do spotkania.
Moskwa, jako powody, poda jak zwykle kwestie ukraińskich unitów i ich współpracy z niekanonicznymi Cerkwiami prawosławnymi, a szerzej problem ukraiński. Wiele wskazuje jednak na to, że prawdziwy powód jest inny. Zaangażowanie Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w dialog ekumeniczny od początku miało motywy polityczne. Komuniści wykorzystywali Cerkiew do budowania własnej polityki, także w ruchu ekumenicznym czy w relacjach z Kościołem rzymskokatolickim. I choć komunizm padł, to w tej kwestii nic się nie zmieniło. Autentyczne relacje, dialog jest więc podporządkowany polityce. Z politycznego punktu widzenia zaś o wiele lepiej jest króliczka gonić, niż go złapać. Spotkanie byłoby jakimś przełomem, tyle, że nie o przełom w tym myśleniu chodzi.
Dodatkowym problemem jest także to, że tożsamość moskiewskiego prawosławia zbudowana jest na silnych antykatolickich i antyrzymskich fobiach i resentymentach. Patriarcha, gdyby zdecydował się na spotkanie z papieżem musiałby się zmierzyć z niezmiernie silną reakcją także wewnątrz własnej Cerkwi.

Tomasz P. Terlikowski